33 spotyka 20

„33 odebrał wiadomość od 57 że 130 i 20 mieli z sobą rozmowę bardzo dla 33 korzystną. 20 poczęła od tego iż rada była że go widziała. 130 cieszył się że 33 poznał; chwalił jego przymioty i uprzejmość.”.

Nie jest to korespondencja szpiega z centralą. Choć autorka i adresatka listu to nie osoby pierwsze lepsze. To siostrzenica i siostra króla. 33 to właśnie ten król, ostatni władca Rzeczypospolitej, Stanisław August Poniatowski, numer 20 ukrywa Katarzynę II, cesarzową Rosji, 130, to cesarz Austrii Józef II, a 57 to po prostu Chersoń, założony przez Katarzynę port nad Morzem Czarnym, na ziemiach zdobytych na Turkach, pośrodku drogi między powstałą w tym czasie Odessą a świeżo opanowanym przez Rosję półwyspem Krym.

Ichmość Turcy

W 1786 r. król okrojonej w 1772 r. podczas I rozbioru Rzeczypospolitej dowiedział się, że caryca Katarzyna II zamierza się udać w objazd ziem zdobytych ogniem i podstępem oraz wymuszeniem. 

Chodziło o Krym, skąd wypędzono chana Szachin Gireja, najpierw „uwalniając”, czyli podporządkowując Rosji, podległy Turcji Chanat Krymski, a potem zmuszając chana Krymu do abdykacji, bowiem tamta Rosja, tak jak Rosja Putina, dbała o wizerunek mocarstwa pokojowego, chroniącego wolności wszędzie, gdzie się da, tylko nie u siebie i biorącego tylko to, co jej dają. Jej władczyni była też gwarantem zachowania wolności w Polsce, w tym liberum veto. I dla zachowania pozorów dokładała starań, by I i II rozbiór Polski zostały dokonane nie tylko za zgodą polskiego Sejmu, ale wręcz na jego życzenie! 

Stąd, choć przygotowania do wojny z Turcją szły pełną parą, pytany przez króla „Będzież ta wojna z Turkami?”, wszechwładny ambasador rosyjski Otto Stackelberg miał powiedzieć: „My jej nie zaczniem, ale ci ichmość Turcy tak są rozjuszeni, że być może, iż oni pokażą się agresorami”.

Do spotkania carycy z królem miało dojść w Kaniowie, miasteczku znanym z późniejszego o prawie pół wieku poematu Seweryna Goszczyńskiego „Zamek kaniowski”, na granicy z Rosją, w pobliżu Kijowa, gdzie caryca miała zatrzymać się po drodze. Dla polskiego króla, rządzącego państwem, któremu groziła zagłada, spotkanie z carycą mogło być ostatnią szansą jego uratowania. Stąd pomysł sojuszu antytureckiego, który zamierzał omówić. Gdy się weźmie pod uwagę dysproporcję sił, pomysł wyglądał na żart, ale tym razem mógł być traktowany poważnie.

Stanisław August dostrzegł w zamiarach niedawnych zaborców szansę dla Polski: ustrojowego wzmocnienia władzy, zwiększenia liczby wojska, ułatwień celnych dla polskiego handlu na Morzu Czarnym, wreszcie nabytków terytorialnych, które miały dać Rzeczypospolitej dostęp do Morza Czarnego, w chwili, gdy dostęp do Bałtyku był coraz bardziej problematyczny.

Przygotowaniom do kolejnej wojny z Turcją miało być także poświęcone spotkanie Katarzyny z cesarzem Austrii Józefem II, planowane w Chersoniu, porcie powstałym na zabranych Turkom ziemiach. Także z nim, drugim z trzech zaborców, miał się spotkać polski król.

Aktorzy dramatu 

Władysław A. Serczyk, przytacza bilans, jakiego dokonała Katarzyna II w 1781r. Wyliczała tam zorganizowane przez siebie gubernie, zbudowane miasta, zawarte traktaty, odniesione zwycięstwa oraz m.in. dekrety wydane ”dla wspomożenia ludu”. Serczyk komentuje: „Wiele z nowych guberni ustanowiono na ziemiach cieszących się dotąd sporą samodzielnością, wśród traktatów znajdziemy także traktat rozbiorowy (…) wśród sukcesów wojennych – krwawą rozprawę z chłopskim powstaniem Pugaczowa, wreszcie wśród dekretów – ukazy o likwidacji autonomii Zaporoża i kozaków dońskich. Tych, które „wspomagały” lud, można było szukać ze świecą.”

Nawet ci, którzy wychwalali carycę jako Semiramidę Północy, jak Wolter czy Diderot (to wówczas w otoczeniu rosyjskich panujących pojawiają się owi „pożyteczni idioci”, tak popularni w czasach sowieckich), odwrócili się od niej po śmierci, i jak podsumowuje Serczyk, nie znalazł się nikt, kto stanąłby w jej obronie. „Kim była więc naprawdę urodzona w Szczecinie Zofia Anhalt-Zerbst, z woli losu Katarzyna II Aleksiejewna, imperatorowa Wszechrosji? Demonem zła, natchnieniem filozofów czy też władczynią, na którą czekała Rosja przez lat kilkadziesiąt?” – pyta autor biografii.

Sama Katarzyna, jeszcze jako Wielka Księżna, w liście do ambasadora angielskiego Charlesa Williamsa, przyjaciela i mentora Stanisława Antoniego Poniatowskiego (bo Augustem został dopiero po koronacji), Iwana Groźnego nazwała „tyranem”, ale „wielkim człowiekiem”. I deklarowała, że postara się postępować podobnie. 

Zupełnie innym człowiekiem był Stanisław. Ktoś powiedział, że Katarzyna czytała Machiavellego, a on rozczytywał się w Racinie, co nie do końca jest prawdą (z pamiętników Katarzyny wynika, że czytała także Racine’a, pewnie dlatego udało się jej zwieść elity cywilizowanej Europy). Niektórzy uważają, że Stanisław August Poniatowski, skoligacony przez matkę z potężną rodziną Czartoryskich, która przy pomocy Rosji zamierzała reformować kraj, był człowiekiem naiwnym, bo jak inaczej wytłumaczyć, być może żywioną przez niego całe życie, miłość do owego demona z Petersburga i jego nadzieje na mariaż z władczynią Rosji. Jak zaczął swą książkę „Stanisław August” (będącą mimo to apologią króla) Stanisław Cat Mackiewicz: „Edward VIII, król Wielkiej Brytanii, stracił koronę przez kobietę. Stanisław August (…) nie tylko zyskał koronę przez kobietę, ale do korony dążył dla kobiety. Zdobył koronę, aby zdobyć kobietę”. 

W sierpniu 1762 r. nadszedł upragniony list od Katarzyny: „Wysyłam niezwłocznie ambasadora w Polsce hrabiego Keyserlingka, aby cię zrobić królem po śmierci obecnego…” Stanisław August Poniatowski przyjął ten dar, sądząc, że jego prywatne relacje z imperatorową korzystnie przełożą się na stosunki Polski z Rosją. Był w błędzie. W liście do Fryderyka, króla Prus, napisanym po śmierci Augusta III, caryca tak uzasadniała udzielone mu poparcie:

„Proponuję Waszej Wysokości takiego z Piastów, który będzie bardziej niż inni nam zobowiązany za to, co dla niego zrobimy. (…) Ze wszystkich pretendentów do korony on ma najmniejsze możliwości jej otrzymania, tak więc w następstwie będzie miał zobowiązania w stosunku do tych, z rąk których ją otrzyma.”

O dwulicowości byłej kochanki świadczą listy skierowane po wyborze Stanisława Augusta do Panina – ministra spraw zagranicznych Rosji i pani de Geoffrin, francuskiej powiernicy Poniatowskiego. „Gratuluję Panu króla, którego wybraliśmy” (list do Panina). „Gratuluję Pani wywyższenia Jej syna (tak pani Goeffrin traktowała Poniatowskiego – JS). Nie wiem, w jaki sposób został królem, ale z pewnością taka była wola Opatrzności.” 

Na początku ich związku inicjatywa wyszła także od Katarzyny (czyli ”Sophie”, jak ją nazywał), wtedy Wielkiej Księżnej, żony przyszłego cara Piotra III. Wpadł jej w oko sympatyczny, przystojny i inteligentny Polak. Kontakty ułatwił Naryszkin, jeden z jego poprzedników, który tak jak potem Potiomkin, po opuszczeniu łoża Katarzyny pełnił rolę jej rajfura. Nastąpiło to w grudniu roku 1755. Stanisław Antoni miał wtedy 22 lata, ona była o 3 lata starsza i jak zapisał w pamiętnikach, zrobiła na nim ogromne wrażenie. 

„Przy włosach czarnych płeć miała olśniewającej białości, rumieńce żywe, oczy wielkie, niebieskie, wypukłe i wyrazu pełne, rzęsy czarne i długie nadzwyczaj, nos grecki i usta, co zdawały się o pocałunek wołać, ręce i ramiona piękne, kibić wysmukłą, słusznego raczej była wzrostu, głos miała przyjemny, śmiech zaś równie radosny jak i humor, co pozwalał jej z największą łatwością przejść od najdziecinniejszych, najbardziej płochych zabaw do odszyfrowywania dyplomatycznych depesz (…). Taką była moja kochanka, która panią moich losów się stała – powierzyłem jej całe swoje życie o wiele bardziej szczerze niż ci, co zwykle podobne rzeczy mówią w takim przypadku.”

To oszołomienie Poniatowski zachował także po ostatecznym rozstaniu, które nastąpiło w 1858 roku. 

Czy był bezwolnym narzędziem w jej rękach? Tu zdania są podzielone. Niegdyś poświęcił temu całą książkę Andrzej Zahorski, sam mający najwyższe mniemanie o królu („Spór o Stanisława Augusta”). I do niej warto odesłać tych, którzy chcą wiedzieć jak poszczególne epoki oceniały króla, (reformator, człowiek światły, jeden z twórców nowoczesnej konstytucji, obrońca niepodległości i integralności Rzeczypospolitej, czy człowiek słaby, zdrajca, zaślepiony kochanek, niepoprawny rusofil itp.). 

Piękna karczmarka

„W pocztowym domu w Górze (Kalwarii – JS), sławna była w owe czasy z piękności swej gosposia, o której znać uprzedzono N. Pana, gdyż przez ciekawość zaszedł na stancją, a gdy jejmość zaprosiła na kawę, przyjął ją wdzięcznie i na dalszą się podróż zasilił” – napisał w pierwszym ze swych listów – relacji z podróży kaniowskiej towarzyszący królowi Kazimierz Konstanty Plater, który regularnie przesyłał listy z podróży, w celu ich upublicznienia. Listy te w 1860r. opublikował Józef Ignacy Kraszewski, skracając niektóre lub omawiając. 

Podróży króla do Kaniowa, spotkaniu z Katarzyną i Józefem oraz drodze powrotnej do Warszawy poświecono wiele relacji i zapisków. Na bieżąco relacjonowała tę podróż prasa. „Gazeta Warszawska” przynosiła regularnie opisy podróży, oparte prawdopodobnie na zapiskach towarzyszącego królowi biskupa Adama Naruszewicza. Tenże poeta i ceniony historyk był też autorem „Dyariusza…”, opublikowanego już pod koniec 1787r. Podobnie, choć mniej regularnie, informował o podróży króla „Pamiętnik Historyczno-Polityczny”. Relacja Naruszewicza przynosi jednak oficjalny obraz podróży, inaczej niż zapiski Platera, czy pisane do matki listy towarzyszącej królowi siostrzenicy, Urszuli Mniszchowej, córki jego siostry Ludwiki Marii Zamoyskiej. Wreszcie, pisał sam król – część jego korespondencji niekoniecznie miała pozostawać tajemnicą.

Stąd znamy nie tylko trasę trwającej wiele miesięcy podróży, ale i perypetie jej towarzyszące, a nawet atmosferę, obawy, nadzieje, nastroje króla i jego otoczenia. Przed i podczas spotkania z Katarzyną (a potem Józefem), podczas drogi powrotnej i po powrocie do Warszawy. 

Wyjechano 23 lutego, „o trzy kwadranse na dziesiątą”. Król wsiadł do karety z hetmanem polnym litewskim Tyszkiewiczem i biskupem Naruszewiczem, „liczna ekipa odprowadzała ekwipaż, za którym następował kocz z generałem Komarzewskim i hr.Platerem, dalej szły rezerwy królewskie i cztery inne powozy w linii jedne za drugiemi”. O trzeciej po południu dotarli do Warki, witani przez cechy „z chorągwiami i kotłami”, i strzałami z moździerzy na wiwat i przenocowali u „JMpana Staniszewskiego tradycyjnego dzierżawcę starostwa Wareckiego, będącego pod dożywociem pani Puławskiej wdowy po niegdyś sławnym regimentarzu konfederacji Barskiej, a matki zabitego w Ameryce Puławskiego”.

Następnego dnia wyruszono o 6.30, by przeprawić się przez Pilicę mostem „na prędce we dwa dni pobudowanym”. Nie obyło się bez nieprzyjemnej przygody, ktoś usłużny poprowadził króla po lodzie, lód się załamał i król wpadł do wody. Przemoczony i podrapany wprawdzie zdołał się przebrać, ale nie miał butów, bo rzeczy pojechały przodem. 

Podczas podróży król wiele razy szedł piechotą, droga była trudna, zima trzymała mocno (widziano nawet zamarzniętych ludzi!). Król był serdecznie witany: przez szlachtę, mieszczan, cechy, kahały żydowskie, budowano bramy tryumfalne, a nawet trafiło mu się widzieć żydowskie wesele „z cymbałami, skrzypcami, basetlami, śpiewem, bębenkami i sztukami jakie kuglarze wyprawiali”. Nocowano w gościnnych dworach i pałacach, ale też w ratuszach, karczmach czy domach pocztowych, gdzie warunki także bywały znośne. 

Po drodze król odwiedzał szkoły, kościoły, cerkwie, manufaktury, oglądał przedstawienia teatralne, dawał prezenty i ordery, przyjmował gości, już to dołączających się do jego ekipy, już to odwiedzających go, jak książę taurydzki (od Tauryki, czyli Krymu) Grzegorz Potiomkin. Ten główny architekt mocarstwowej polityki rosyjskiej, druga, a może pierwsza osoba w państwie, 20 marca spotkał się z królem w Chwastowie (Fastów). Wiemy, jak wyglądała ta rozmowa. Ale ciekawie będzie zacytować ją w wersji literackiej Tadeusza Micińskiego, z dramatu „Termopile polskie”, którego pierwszy akt rozgrywa się właśnie w Kaniowie. 

Oto na słowa króla: „Przyjacielu!”, odpowiedział książę: „Nie, zaledwo Wasz – poddany: wszakże przyjął mnie Sejm do grona obywateli Rzeczypospolitej Polskiej. Ród mój z Polaków. Ba, kiedyś, za krwawe wysługi przeciw Moskwie, nadał nam dobra pod Smoleńskiem król Batory…” Dalej następuje namowa do wspólnej akcji przeciw Turcji: „Najjaśniejsza Imperatorowa pełna jest wielkiej myśli o wypędzeniu Turków z Europy. Polska nam dopomoże, a my Polsce.” Potiomkin kupił sto kilkadziesiąt tysięcy hektarów gruntów od Lubomirskiego i ponoć dlatego uważał się za polskiego ziemianina. Ba, zwrócił się do króla na piśmie po polsku! o zezwolenie na założenie miasteczka w nowo nabytych dobrach. Miało nosić nazwę Nowy Stanisławów, podał nawet terminy jarmarków, które miałyby się tam odbywać. I taką zgodę uzyskał.

Warto dodać, wspomina Plater, że w tym samym Chwastowie: „ów sławny Szain Gueray Han Tatarów Krymskich, który się Rossji ze swoim krajem poddał (…) powracający do kraju tureckiego przez dziesięć dni tu wypoczywał w assystencji dwóch kanclerzów, dwóch marszałków dworu swego, do trzechset ludzi tatarskiego rodu jemu usługujących – i osiemdziesięciu Rossjan z półkownikiem, który go konwojował.” 

„Dziwne losy ludzi i krajów, po Szain Guerayu – Stanisław August w Chwastowie” –wyrwało się (proroczo) Platerowi.

Podróż Katarzyny

Podróż króla miała wszelkie cechy autentyczności. Egzaminowanie uczniów, uczestniczenie w fetach, mszach w kościołach i cerkwiach, oglądanie iluminacji, spacery po jarmarkach, a nawet zbiórka pieniędzy na wspomożenie kupców, którzy w pożarze stracili swoje towary. Jak komentował Julian Ursyn Niemcewicz w „Pamiętnikach czasów moich”: „król z wielką uprzejmością przez obywateli był przyjmowanym”. „Jeszcze się był do ostatka nie okrył sromotą słabości nieszczęsny nasz Augustulus. Przez uprzejmość i słodycz swoją lubianym był dosyć, i nie dziw! miło było Polakowi mieć króla ziomka, rozmawiać z nim ojczystym językiem.”

Zupełnie inaczej wyglądała podróż jego byłej kochanki. Zadbał o to wspomniany książę taurydzki. To wtedy właśnie pojawił się termin „wsie potiomkinowskie”. Oddajmy głos Niemcewiczowi: „Nigdy podobno pochlebcy nie oszukiwali bezczelniej monarchów swoich, jak w tej sławnej podróży oszukiwał Potemkin (…). Jak w wielkiej operze, ustawicznie wystawiał on wśród bezludnych stepów, opodal malowane na tarcicach wizerunki nowo zbudowanych miast i włości, a spędzeni z dalekich stron włościanie kręcili się w pośród nich. Przypędzone zkądinąd trzody pasły się po szerokich błoniach, a na widok ten carowa składała dzięki za jego błogosławione rządy.”

Zanim jednak przesiadła się na statek, podróżowała zbudowanym dla niej pojazdem, o którym Niemcewicz pisze, że był „to raczej dom na kołach, w nim gabinet i salon na ośm osób, stolik do grania, mała bibljoteka, kredens i wszystkie wygody.” Na trasie przejazdu zbudowano dla niej domy, w których jak twierdzi Niemcewicz, w sypialni carowej znajdowało się zwierciadło, które po naciśnięciu sprężyn podnosiło się w górę, odsłaniając „drugie łoże, stykajace sie z pierwszem”. Było to łoże kochanka – Mamonowa.

Lokum króla w Kaniowie mogło się wydać skromne, ale także zostało przygotowane wcześniej. Słynny architekt Jakub Kubicki (ten od Arkad Kubickiego w Warszawie) zbudował w zaledwie dwa miesiące okazały pałac. Z drewna, ale „wielce wygodny”. Jak podaje Małgorzata Karkocha, autorka pracy poświęconej relacji „Gazety Warszawskiej” z podróży króla, Kubicki wzniósł także kilkanaście mniejszych domów dla dworu i zaproszonych gości, zbudował także wieżę, która miała posłużyć do iluminacji na cześć carycy.

Spotkanie po latach

Król, który przybył do Kaniowa 24 marca po miesięcznej podróży, niepokoił się o wynik spotkania z Katarzyną. Prawie miesiąc przed wyruszeniem do Kaniowa pisał do posła w Petersburgu, Debolego z nadzieją, ale i obawą: „Czyli też na koniec jedynie moja tam bytność dla tego tylko jest żądaną, aby zapisać w historyi można jeszcze jednego króla więcej, który oczami swemi oglądać pojechał i uwielbiać ogromność Katarzyny II.”

W samym Kaniowie, gdzie przez sześć tygodni na pojawienie się carycy czekał król, niepokój o wynik spotkania z byłą kochanką sięgał zenitu. 30 kwietnia król pisał do Warszawy: „Ledwie nie codzień teraz tu przybywają wieści stamtąd, wszystkie się zgadzają, że widzenie się nasze będzie grzeczne i przyjemne”. Ale 4 maja, tuż przez spotkaniem, z wielką obawą: „Przybliża się godzina krytyczna. Gotuję się na nią ledwie nie jak na spowiedź. Boga proszę o rozum i szczęście.” 

A Plater, też 4 maja, przewidywał, że spotkanie z imperatorową: „Będzie to zapewne pamiętną okolicznością, a może (co dałby Bóg) szczęśliwszą (…) życzyć przynajmniej wiernemu Polakowi należy dniów pogodnych, po zgubnie doświadczonych burzach, życzyć przynajmniej uprzejmie królowi należy, ażeby kiedyś także spoczął bezpiecznie na tronie i wieniec zasłużony za trudy panowania na bielejące jego skronie Opatrzność łaskawa włożyła dla dobra kraju, ludu i jego samego.”

Zadowolony mógł być nadworny historiograf, Adam Naruszewicz, który zaprezentował carycy swą pracę poświeconą historii Krymu („Tauryka czyli wiadomości starożytnych i późniejszych o stanie i mieszkańcach Krymu do naszych czasów”) i tak się spodobał, że poza obietnicą przetłumaczenia na rosyjski, otrzymał: ”krzyż szafirowy brylantami ozdobiony przewybornej roboty na łańcuchu złotym i pierścień garniturowy z krzyżem”, a potem jeszcze od Potiomkina: „krzyż z pereł Rossyjskich bardzo ładnie zrobiony”, a także dożywotnią pensję w wysokości 500, podniesioną wkrótce do 1500 rubli (zrezygnował z niej w czasie Sejmu Wielkiego!).

Spotkanie miało miejsce w niedzielę 6 maja, w dzień po imieninach cesarzowej, obchodzonych w Kijowie – nie w Kaniowie, na co liczył Stanisław August. Jak za „Gazetą Warszawską” notuje Małgorzata Karkocha: „Około godziny jedenastej pojawiła się na Dnieprze flotylla imperatorowej złożona z kilkudziesięciu jednostek, w tym siedmiu dużych galer przeznaczonych dla cesarzowej i jej najdostojniejszych gości, po czym zakotwiczyła na środku rzeki.” „Cesarzowa JMć i towarzyszące jej osoby” – zanotował Plater – znajdowały się na głównej galerze, Dniepr. 

Powitano orszak imperatorowej 101 salwami z dział, na co z jej okrętu odpowiedziało 9 salw, a na polski brzeg przypłynęli książęta Bezborodko i Barjatyński „zapraszając króla i jego assystencją na obiad do cesarzowej”. 

Dalej relacje są różne. Według Platera: „W przedpokoju imperatorowej JM. zebrani panowie rossyjscy (…) powitali N.Pana, który wprost udał się do gabinetu cesarzowej, a z nią potem w chwilę wyszedłszy razem na przedpokój złączył się z towarzystwem.” Gdy zbliżała się pora obiadu „podała cesarzowa rękę królowi, aby ją prowadził” i popłynęli szalupą na Desnę, gdzie „W środku stołu (…) usiadła cesarzowa i król, po prawej ręce”. Imperatorowa jako pierwsza wypiła zdrowie gościa, po czym (niepijący) król zdrowie cesarzowej, czemu towarzyszyło bicie z dział. Po obiedzie król odpoczywał na galerze Boh, a cesarzowa na Dnieprze. Odwiedził go faworyt Katarzyny, gen. Mamonow, przynosząc od cesarzowej order św. Andrzeja z gwiazdą „bogato brylantami obsypaną, którą zaraz wdział N.Pan na siebie”.

Między 4 a 5 po południu wraz z ks.Potiomkinem i swoim byłym przyjacielem, a teraz wrogiem Branickim, król popłynął na okręt flagowy, gdzie z Katarzyną trzymali do chrztu dziecko hrabiów Tarnowskich. Potem w gabinecie cesarzowej grano w wista, a „cesarzowa JM. cały wieczór wraz z królem na rozmowie i przypatrywaniu się grze spędziła”. Według „Gazety Warszawskiej” król konwersował z cesarzową dwie godziny. „Co było przedmiotem rozmowy? – „Gazeta Warszawska nie podaje”, pisze Małgorzata Karkocha. Wiadomo, że podczas spotkania król ponowił propozycję zawarcia sojuszu z Rosją przeciwko Turcji, w zamian za zgodę na przeprowadzenie reform wewnętrznych. Niemcewicz pisze, że chodzić mogło o „pozwolenie na usunięcie z konstytucji narzuconej przez nią l i b e r u m  v e t o  i innych szkodliwych zasad tudzież na powiększenie wojska”. 

Jak odpowiedziała królowi caryca? Według Niemcewicza „pewnem, że tylko grzeczne, lecz nie wiele znaczące, obojętne odpowiedzie otrzymał.” Swój stosunek do króla wyraziła nie wprost, pod pretekstem znużenia odmawiając przyjazdu do Kaniowa. Nie na to liczył, w planach była przecież wizyta Katarzyny i pobyt kilkudniowy w Kaniowie. 

Plater nie był świadkiem rozmowy w cztery oczy. „Co było między monarchami sekretnie mówionem, to lubo nie jednego z czytelników pobudza ciekawość, dogodzić jednak jej nie jest w mojej możności. Zamiast tego jednak winienem przydać, czego wszyscy przez cały dzień obecności naszej na flocie byliśmy świadkami, że z miłą dla obojga monarchów satysfakcją, ta widzenia się przeszła epoka, która przypomniała dawną znajomość przed laty blizko trzydziestą, gdy oboje pewnemi być nie mogli, że narodom rozkazywać będą.” 

Więcej przynoszą inne relacje. Katarzyna miała wyznać siostrzenicy króla Urszuli Mniszchowej, że „niepodobna w pierwszym momencie nie być zaambarasowanym”. Według Niemcewicza miała powiedzieć: „Jak się król polski odmienił!, a po chwili: „Pewna jestem, że i on toż samo myśli o mnie”. Widzieli się ostatnio przecież w 1758r., ona była wtedy Wielką Księżną, żoną następcy tronu Piotra III, którego potem pozbawiła życia, on posłem Augusta III i polskim szlachcicem, choć skoligaconym z potężną rodziną Czartoryskich. Jak mówią świadectwa, Stanisław August był nadal przystojnym mężczyzną, co do Katarzyny, to o jej atrakcyjności świadczyła kolejka chętnych zostania kochankiem imperatorowej. W tym momencie faworytem był Mamonow, którego z porucznika zrobiła szybko generałem. Ten bał się chyba uroku Stanisława Augusta, bo ponoć podczas rozmowy w cztery oczy wchodził do gabinetu cesarzowej i przerywał to tete a tete byłych kochanków. 

”Król Polski – pisała Katarzyna w jednym z listów – spędził wczoraj dziewięć godzin na moim pokładzie, jedliśmy razem obiad; minęło prawie trzydzieści lat, od kiedy go widziałam; może Pan osądzić, czyśmy dostrzegli w sobie zmiany”. Choć w jakiś czas po wyjeździe z Kaniowa (wg relacji Mniszchowej): „20 (Imperatorowa) w poufnem swem kółku, powiadała im, że znajdowała, iż 33 (Król) nic nie utracił swej przyjemności i wdzięków umysłu jakie miał dawniej.” 

Wieczorem zapalono na cześć Katarzyny iluminację, jednak oglądała ją z galery. Była to piramida „od wierzchu do dołu okryta (…) niby małemi wulkanami ziejącymi ogień i lawę”. Był też fajerwerk „z bukietu ognistego z kilku tysięcy rac”, a towarzyszyły temu wystrzały armatnie. Plater nie krył zawodu. Tym bardziej, że cesarzowa odpłynęła z Kaniowa, mimo imienin Stanisława przypadających 8 maja. 

Po odjeździe carycy polski monarcha, starał się znaleźć dobre strony tego, na co nie miał już żadnego wpływu, pisząc, że „Bogu dziękować należy–. I że mamy racyją być wesołemi i że moja podróż nie była daremną.” 

9 maja król spotkał się ze spieszącym do Chersonia, a podróżującym, jak miał w zwyczaju, incognito jako hrabia Falkenstein, cesarzem Austrii, Józefem II. Rozmowa napełniła nadzieją serca nie tylko króla. Cesarz miał bowiem obiecać, że w żadnym więcej rozbiorze Polski uczestniczyć nie zamierza. Jak relacjonował Plater, król po tym spotkaniu był w jak najlepszym humorze, a za jego przykładem „wszyscy się bardzo rozweselili, i po staropolsku vivatować poczęto, a kielichy krążące gęsto niemal wszystkich podochociły.” Ba, przyznaje, że tego wieczoru „nie bardzo przytomny do mieszkania wrócił”.  

22 lipca 1787r. król powrócił do Warszawy. Efekt jego wielkiego wysiłku był niewielki. Jeden z uczestników spotkania w Kaniowie, Karol de Ligne podsumował to złośliwie: „Król Polski zmarnował trzy miesiące, wydał trzy miliony, żeby widzieć imperatorową trzy godziny i pokazać jej przez trzy minuty ognie sztuczne”. 

Adam Naruszewicz zanotował, że po powrocie do stolicy król podziękował „za odbytą pomyślnie tę podróż, którey nie inszy był zamiar, iak tylko uszczęśliwienie narodu”. Wkrótce potem zaczęła się wojna Rosji i Austrii z Turcją. Bez udziału Polski. 

Termopile kochanków 

„Królowałeś Panie, a kto inny władał: pełnił znękany obywatel prawa, a kto inny ie pisał: rady nasze były bez skutku: przedsięwzięcia bez zamiaru: usiłowania bez siły: nadzieję bez pewności: los ojczyzny zawsze wątpliwy i obojętny: pewność zguby nieuchronna, i codzień za lada wzruszeniem wiatru upadek zbutwiałego gmachu niepochybny” – takie słowa usłyszeli Polacy z ust biskupa Naruszewicza podczas uroczystości położenia kamienia węgielnego pod Kościół Opatrzności Boskiej na pl. Ujazdowskim w Warszawie 3 maja 1792r. W podzięce za uchwaloną rok wcześniej nową Konstytucję, znaną jako Konstytucja 3 Maja. Nie wszystkim się ona podobała. Przeciwnicy Konstytucji poprosili więc o pomoc dawną kochankę króla. 

27 kwietnia zawiązano w Petersburgu konfederację, którą 14 maja ogłoszono jako podpisaną w Targowicy, 18 maja przyszło z Petersburga wypowiedzenie wojny. Katarzyna nie mogła pozostać nieczuła na wezwania Polaków, których swobody gwałciła nowa Konstytucja.

„Najjaśniejsza Pani, zbudź się w swej olbrzymiej energii i w ambicji, którym równych świat nie znał. Oto ja, wierny Twój sługa – dzięki reformom wojennym utworzyłem potężną armię, która nie nosi pruskich peruk i ma rosyjskiego ducha, jakiego nie było nigdy. Hasłem jego: Wpieriod! My atakujemy, Europa drży i cofa się wstecz. Armia 150 tysięcy czeka w Krymie. Drugie tyle zebranych wita Cię po drodze. Musimy rosnąć – bo prawem Natury: kto nie może rosnąć – musi się umniejszać” – tak kniaź Potiomkin w „Termopilach polskich” wzywał do działania Katarzynę.      

Kiedy w 1994 r. Teatr Polski w Warszawie wystawił sztukę Józefa Hena „Popołudnie kochanków”, przedstawiającą spotkanie w Kaniowie, rzecz wydała się ramotą. Historia ostatnich lat I Rzeczypospolitej pachniała molami, jak i ówczesne podboje terytorialne Rosji (Krym), czy też podboje miłosne obojga byłych kochanków.

Jednak co bezpowrotnie minione, wraca. Oto niedawno miała miejsce premiera napisanego przed wiekiem dramatu Tadeusza Micińskiego, „Termopile polskie”. Wystawiona w Teatrze Polskim we Wrocławiu tragedia narodowa, sięgająca do tego samego zdarzenia symbolicznie zamyka drogę, jaką przeszliśmy w ciągu ostatnich 20 lat. Minął optymizm tworzenia nowego ładu po obaleniu imperium sowieckiego, skończyły się popołudnia kochanków, a Kaniów znów zaczął przypominać Termopile. 


Tekst w krótszej wersji (jako „Kaniowskie wywczasy Stanisława Augusta”)  ukazał się w „Rzeczpospolitej – PlusMinus”, z 21 czerwca 2014 oraz 18 sierpnia 2014 pod tytułem „33 spotyka 20” na portalu Pisarze.pl

Zostaw swój komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *